Bez parasola

O człowieku i koniu (dla niedojrzałych dorosłych)

Posted on: 6 marca 2012


Słońce wstało nad krainą złotą. Złoty rumak wiózł złotego parobka w słomianym kapeluszu ze złota. Dokąd on go wiózł ten złoty rumak? To pytanie zadają sobie teraz wszyscy zainteresowani losem parobka. Odpowiedź jednak nie jest taka prosta. Składają się na nią skomplikowane operacje, które może i się śnią co niektórym, bo sny to taki dość dziwny obszar w życiu człowieka, ale na pewno na jawie się to nigdy nie wydarza. Zwyczajnie jest to niemożliwe.
Wszystko zaczęło się, gdy na niebie pojawiły się jakieś dziwne czerwone plamy tak jakby krew albo, nie wiem, farba czerwona, może lawa z wulkanu. We wiosce parobka dzień mijał jak zwykle o tej porze roku – kukurydza, pszenica, jęczmień, piękne wieśniaczki w polu, psy z wywalonymi językami jakby uśmiechnięte. Zdrowie i natura jednym słowem mówiąc. Tylko te plamy na niebie wywoływały jakieś dziwne napięcie. Stare baby we wsi szeptały o końcu świata, że Matka Boska poroniła mówiły. Wezwano najmędrszego z mędrców: Adriana – starego pustelnika z pobliskiego wzgórza. Złotego jak nietrudno się domyślić. Długo starzec wywalał oczami i wydawał z siebie dziwne jęki jakby odgłos pingwinów. Mieszkańcy tupali zniecierpliwieni. W końcu stary powiedział:
– Jeden z was musi wyruszyć do krainy wężów i krwiożerczych otchłani.
Wśród mieszkańców zagościł niepokój i trwałby tak, gdyby…
– Ja pójdę – powiedział parobek i w jednej chwili pokrył się złotem od stóp do głów
– Nieeee!!! – zaskrzeczała narzeczona parobka
– Najdroższa – zwrócił się złoty parobek do swojej złotej narzeczonej. – Muszę iść
– Nieeeeee!!! – krzyknęła jeszcze raz narzeczona, ale parobek nie odwracał głowy, nie patrzył wstecz. Kroczył w nieznane. Stary pustelnik powiedział mu na osobności, że musi się udać w to tajemnicze miejsce, do którego dotrzeć można tylko idąc po tęczy. Tam jest taki wyciek i trzeba go zatkać papierem toaletowym. Parobek był znany we wiosce, że w kryzysowych sytuacjach można na niego liczyć. Kiedyś wilka ogromnego udusił gołymi rękami. Teraz drapieżniki się z dala od wioski trzymają, tylko wyją do księżyca gdzieś w oddali.
Zawiesił na patyku prowiant parobek złoty, a cała wioska trzymała kciuki, kiedy wyruszał. Narzeczona płakała, ale na nic jej łzy. Nie mogła ożenić się ze swoim ukochanym, bo jej ojciec jej zabronił. Dał warunek młodzieńcowi, że musi udusić słonia gołymi rękoma i wtedy związek będzie mógł zostać sformalizowany. Na razie jednak grzesznie żyć muszą bez zgody natury.
Wyruszył i już nie mógł oglądać się za siebie. Tak nakazywała tradycja, a we wsi taki zabobon, że się słucha tradycji zamiast nowoczesnych naukowych modeli analitycznych. Takie zacofanie. Ledwo koło garncarskie wynalezione.
Koń tupał radośnie, bo parobek na nim jechał. Lubił zwierzak swojego pana. Mógłby oddać za niego życie. Kiedy parobek był młody, to uczył się całować właśnie ze swoim jedynym przyjacielem końskim. Lizali się tak codziennie do 20 minut. Dzięki temu w kontaktach z kobietami zawsze dobrze wypadał nasz milusiński chłopaczysko. Nie tylko bowiem się całował, ale też ćwiczył na rumaku różne techniki podrywu.
Po pięciu dniach podróży przez mroczną krainę dotarli nasi bohaterowie ludzki i zwierzęcy do bramy tęczy. Stał przed nią strażnik w postaci miniatury małpoluda. Jakby Yeti, tyle że krasnoludek Yeti.
– Czego chcecie śmiecie jebane? – powiedział na wstępie do parobka i jego niezastąpionego kompana,
– Chcemy wejść na tęczę mistrzu – piskliwym głosem ucznia, który nie zna odpowiedzi na arcyważne pytanie nauczyciela, odpowiedział parobek
– A co się tak błyszczy jebany? Nafosforował się, kurwa? – drwił sobie dalej strażnik,
– Nie, to u mnie w wiosce wszyscy złoci – odpowiadał dalej ze spuszczoną głową młodzieniec,
– Iha, iha – wypowiedział się z kolei koń
– A ta szkapa to, kurwa, co? Łysek z pokładu Idy? – śmiał się szyderca podły liliput nikczemny.
Koń spojrzał spode łba.
– No, no. Trzymaj z dala tą brudną kobyłę ode mnie – powiedział strapiony cwaniak mini Yeti i przywołał wielkiego bojowego słonia. – Fikasz teraz pierdolony kopyciarzu?
Koń schował się za swojego pana.
– My naprawdę nie mamy złych zamiarów – rzekł pojednawczym tonem parobek
– A więc na tęczę chcecie wejść tak? – przeszedł teraz na urzędniczy ton strażnik tęczy. – A co będziecie robić na tęczy?
– Chcemy pozwiedzać
Cyniczny karzeł zakasłał ze śmiechu
– A ta srajtaśma to ci na co?
– A to… Zawsze mam ze sobą podczas wypraw turystycznych. Nie wiadomo, kiedy się może przydać
– Niestety. Teraz to zostaje ze mną
– Dobrze
Zostawił złoty parobek toaletowy papier ze złota u strażnika, ale schował zwykły szary z Biedronki pod grzywą konia. Małpolud się nie zorientował, ale słoń złapał trąbą niezastąpionego kompana naszego bohatera i zaczął go dusić. Chyba odkrył oszustwo wielki zwierz.
– Spokój Dumbo! – krzyknął do swojego pomocnika nasz Charon tęczy i wtedy wypadł papier spod grzywy duszonego ogiera
– Ja pierdolę! – krzyknął sfustrowany parobek. Myślał, że to już koniec, ale jego pomocnik kopnął kopytem małego małpoluda. Słoń rzucił się na rumaka, ale wtedy z kolei parobek stanął w obronie przyjaciela i chwytem zapaśniczym powalił agresywnego zwierza. Walczyli tak jakiś czas w parterze, aż w końcu słoń padł martwy. Parobek odkroił mu trąbę na dowód zwycięstwa. Teraz będzie mógł poślubić swoją skrzeczącą ukochaną.
Pobiegli po tęczy radośnie kompani koń i człowiek. Poczuli się do siebie wyjątkowo przywiązani, więc po zatkaniu dziury papierem i po powrocie do wioski zrobili rzecz zupełnie zwariowaną.
Wioska oczekiwała swego bohatera organizując festyn na jego cześć. Plamy na niebie zupełnie zniknęły. Wszyscy pili i jedli. Stary pustelnik Adrian gładzony był przez 4 piękne nimfy ze stawu. W południe zgodnie z tradycją parobek stanął na środku placu i uniósł w górę zdobytą trąbę słonia. Ukochana naga niesiona przez 15 wieśniaków zbliżała się do narzeczonego. Jej ojciec zezwolenie na piśmie na ślub napisał i już miał je uroczyście odczytać, kiedy nasz dzielny koń nagle zaczął lizać swojego pana. Może by się wszystko rozeszło po kościach, gdyby nasz bohater nie odwzajemnił pocałunku i następnie nie zerwał gwałtownie z siebie ubrania. Po prostu zaczęli się kochać człowiek z koniem przy wszystkich. Społeczność lokalna skonsternowana zamarła. Ojciec dziewczyny wpadł w szał. Chciał zabić tego, który zhańbił jego córkę, ale niespodziewanie przeszkodził mu wilk wyskakujący zza krzaka. Jednak i on stanął jak wryty, kiedy już zagryzł niewinnego człowieka. Chciał zemsty za upokorzenie, jakie ród wilków doznał ze strony ludzkiego sadysty, a tu go taki zastał widok. Podobno parobek udusił wcześniej wilka z przyczyn seksualnych, a nie, jak głosił wszem i wobec, w obronie ludu wioski. Warknął wilk mściciel, bo mówić nie umiał. Koń też tylko parskał i nie umiał ostrzec swojego kochanka, który z zamkniętymi oczami machał miednicą od tyłu wsadzając swoje przyrodzenie zwierzęciu. Wszystko lśniło na złoto. Ludzie natomiast wpadli w panikę. Biegali bez ładu i składu. Drapieżnik otrząsnął się ze zdziwienia i szykował do skoku na swojego w ogóle nie zorientowanego w sytuacji wroga. Wtedy stary pustelnik chwycił złego wilka za członek. Momentalnie stwardniał. Miłość zapanowała między ludźmi, wilkami i końmi. Pytanie tylko czy długo to przetrwa? Czy szanse ma taki międzygatunkowy związek? Czy namiętność przezwycięży żądzę zemsty, krwi i przemocy?

Dodaj komentarz

Piesek

Statystyka

stat4u stat4u stat4u